niedziela, 1 września 2013

Rozdział III

Klaus zaskoczył mnie swoim podarunkiem, nigdy nie przypuszczałam, że będzie zdolny podarować mi naszyjnik, który uchroni mnie przed słońcem. Wiedziałam, że nie jest to akt bezinteresowny, tak samo jak wiedziałam, że słono za niego zapłacę.
Wsparłam się na dłoniach, by wstać i sięgnąć pamiętnik Elijah, lecz usłyszałam, że ktoś zbliża się do lochów, więc zrezygnowana opadłam z powrotem na zimne kamienie. Zszokowana patrzyłam na Rebekah, która otwierała kraty. Swoją drogą zastanawiałam się po co one tam w ogóle są, przecież i tak nie mogłam wyjść.
- Niklaus kazał cię przyprowadzić – obwieściła obojętnie. 
Spojrzałam na nią zdziwiona, ale podniosłam się z posadzki, nie chciałam z nią zadzierać, trzymała stronę swojego brata i podejrzewam, że była gotowa w każdej chwili przyłączyć się do torturowania mnie. 
- Rebekah, możesz mi coś powiedzieć? 
- Czego ty chcesz? Nie zrobisz ze mnie swojej przyjaciółki. – warknęła na mnie.
- Nie o to chodzi – podeszłam do niej w nadprzyrodzonym tempie i przycisnęłam ją do ściany – chcę tylko wiedzieć dlaczego dałaś mi swoją krew?
-Ale ty jesteś głupia – syknęła odpychając mnie, dopiero wtedy zauważyłam, że bez problemu wydostałam się z lochu – nie zrobiłam tego z dobrej woli. Nie lubię cię, a teraz całkowicie zniszczyłaś swoją pozycję w moich oczach. Elijah mnie prosił, bym ci pomogła, a byłam mu coś dłużna. Idziemy na górę – szarpnęła mnie za ramię, niemalże ciągnąc mnie za sobą. 
- Puść mnie – syknęłam wyrywając się z jej uścisku. 
Wampirzyca odwróciła się w moją stronę przyciskając mnie do ściany całym swoim ciałem, błądziła swoimi palcami po mojej twarzy. 
- Jeszcze raz mi się przeciwstawisz, a mój brat pozbawi cię wszystkiego, rozumiesz? Chciałabyś jeszcze raz stracić swoją godność? A może wolałabyś żeby spalił twoją słodką buźkę? – warknęła gardłowo. Jej uśmiech zdobił niemal całą twarz, wiedziała, że wygrała ten pojedynek. 
Nie odzywałam się do niej, jej uścisk sprawiał ból, ale nie chciałam się narażać, wiedziałam, że ma temperament podobny do Klausa. 
Pierwotna pchnęła mnie przez drzwi, przez co upadłam i całkowicie straciłam jakikolwiek szacunek w oczach Pierwotnych, o ile go w ogóle miałam. 
- Dziękuję, siostro – Niklaus uśmiechnął się do siostry, odsyłając ją tym samym. 
Znów zostałam sam na sam z tym potworem. Ale postanowiłam przyjąć inną taktykę, przecież wiedziałam, że nie zrobi mi na tyle wielkiej krzywdy, by mnie zabić. Musiałam tylko wytrzymać… 
- Witaj, moja droga – wyszeptał wbijając kołek w mój brzuch. Nie ma co, okazał mi sympatię. 
- Witaj, Niklaus – powiedziałam zaciskając z bólu pięści. 
Przyglądałam się wampirowi, każda rana, którą mi zadał sprawiała mu okropną radość. Sadysta. Zaciskałam zęby, pięści, usta, byleby tylko nie ukazać mu swojej słabości. 
- Widzę, że nie chcesz się poddać – wyszeptał wprost do mojego ucha. – Mam dla ciebie specjalną niespodziankę. 
Wampir uśmiechnął się złowieszczo i chwycił za moje lewe ramie, jego żelazny uścisk prawie miażdżył mi kości, ale nadal się nie odzywałam. Poniekąd byłam z siebie dumna, nie chciałam dać mu satysfakcji i powodów do radości. 
Niklaus zaprowadził mnie do jakiegoś pomieszczenia, w którym jeszcze nie byłam, nie było tam okien, ale nie było ciemno, w środku płonęło wiele świec. Na środku sali stało prowizoryczne łoże, przypominało kształtem katafalk, zbite z nieheblowanych desek. 
- Rozbieraj się – syknął w moją stronę. 
Spojrzałam na niego zdenerwowana, tego było za wiele! Pokręciłam przecząco głową, nie chciałam się przed nim obnażać, wystarczająco upokorzył mnie pocałunkiem, którego wcale nie chciałam. Szarpnął mną i siłą ułożył na deskach. 
- Nie ruszaj się – warknął. – Kol? Przynieś zabawki. – Uśmiech nie schodził z jego ust, sprawiało mu to jak widać wielką radość. 
- Ciekawe czy teraz będziesz taka twarda i wytrzymała? – zapytał przywiązując mi ręce do wystających belek, nie musiałam ich nawet widzieć, czułam zapach werbeny jak tylko Kol wszedł do pomieszczenia. Skóra paliła, przecierała się, ale byłam skłonna to wytrzymać. Pierwotny płynnym ruchem przemieścił się w drugi koniec mojego ciała i równie mocno jak ręce, związał także nogi, przywiązując je do zakończenia drewnianej budowli. 
Byłam całkowicie unieruchomiona, pocieszał mnie fakt, że mam na sobie jeszcze strzępy sukienki, a moje ciało jest całkowicie zamknięte przed wampirami. 
- Miłej zabawy, bracie. – Pierwotny wyszedł z pomieszczenia cały rozpromieniony. 
- Witaj, Katerino. Dziś to ja będę twoim katem. – Jego palce zacisnęły się resztkach sukni, szarpnął za materiał tak, że nic już z niego nie zostało. Czułam się okropnie, tak bezbronnie. Leżałam naga przed Pierwotnym, któremu oczy aż błyszczały, ze zła, które w nim było. Pożerał mnie brązem swoich tęczówek. 
Jego palce delikatnie sunęły po moim przedramieniu, aż do obojczyka i do brzucha pomiędzy piersiami. Jego dotyk był delikatny, lecz nadal okropny, nienawidziłam myśli, że mógłby posiąść moje ciało, nawet gdybym się nie zgodziła – nadal mógł mnie zahipnotyzować, naprawdę się bałam. 
Uśmiechnął się do mnie i poprawił węzły, przez co sznury jeszcze bardziej wbijały mi się w skórę, przecinając ją coraz głębiej. 
- Nie bój się… nie posiądę cię. Lecz gdyby tylko Klaus nie zabronił…- Miałam wrażenie, że wampir myśli na głos, nie chciałam, by mnie więcej dotykał. 
Kol przyniósł ze sobą także metalowe naczynie, które miało dwa wieka, jedno z nich zdjął i ułożył je na moim brzuchu, drugie tylko otworzył. Nie odzywał się do mnie, nie miałam pojęcia co chce ze mną zrobić, nic nie przychodziło mi do głowy, a on jak na złość milczał jak grób. Może dlatego, że był takim chodzącym grobem. Przecież w sumie był martwy. 
Po jakimś czasie do pomieszczenia wszedł z powrotem Niklaus, niósł w ręku sześć szczurów. Mój mózg zaczął szybciej pracować, wszystko układało się w logiczną całość. Nie, Boże, proszę, nie. 
- Widzisz jakie są urocze? – zapytał przystawiając je do mojej twarzy. Odwróciłam głowę w drugą stronę, lecz silne ręce Kola zmusiły mnie, by głowa znalazła się na swoim wcześniejszym miejscu. 
Pierwotny trzymał szczury za ogony. Kol przejął je od niego i wkładał go jeden po drugim do metalowej klatki, umieszczonej na moim brzuchu. Kiedy wszystkie gryzonie chodziły po moim nagim ciele zasunął metalowe wieko. Uczucie było okropne, ich pazu wdzierające się w moją skórę, ich sierść, ogony, ohydztwo. Czułam, jak robi mi się niedobrze. Pierwszy raz od dawna cieszyłam się, że mam pusty żołądek. Nigdy nie lubiłam gryzoni, a szczególnie szczurów, bałam się ich. Wiedziałam, że nie mogę mi nic zrobić, nic, co zaprowadziłoby mnie do trumny, ale nie mogłam też temu zapobiec, nie miałam siły, by zerwać liny. 
Klaus podgrzewał metalowe wieko, robił to stopniowo, a szczury stopniowo zaczynały wariować. Ich pazury początkowo rozrywały moją skórę, było to bolesne, lecz nie boleśniejsze od wsadzanego raz po raz kołka w brzuch. 
Miałam złudne nadzieje, że te szczury mają mnie tylko pokaleczyć, lecz wampir nadal podgrzewał metal, a gryzonie nie mając innej drogi ucieczki zaczęły wgryzać się w moje ciało. Mimo szczerych chęci trzymania języka na wodzy zaczęłam krzyczeć. Było to okropne i bolesne doświadczenie. Obaj Pierwotni uradowani patrzyli na moje męki. 
Krzyczałam i szamotałam się, co tylko wzmagało ich radość, Kol podszedł do mnie i zaczął dotykać moich ramion i twarzy. 
- Zostaw – warknęłam. 
- Jesteś taka piękna – szeptał dotykając zagłębienia, pomiędzy piersiami. 
- Kol, wyjdź stąd. Jeśli nie potrafisz trzymać łap z dala od kobiety wyjdź. 
Klaus odprowadził go wzrokiem i przysiadł obok mnie. Patrzył wprost w moje oczy i delektował się moim bólem, który rósł z sekundy na sekundę. Szczury przegryzły moją skórę, mój brzuch to była jedna, wielka rana. A świadomość, że są brudne, może chore doprowadzała mnie do szaleństwa. 
- Proszę… Niklaus. Zabierz je. 
- A jednak potrafisz – uśmiechnął się. Nienawidziłam tego jego chorego uśmieszku, tej radości w niebieskich oczach. – Gdybym tylko nie musiał zająć się ważniejszymi sprawami, nigdy nie uległbym twoim prośbom. 
Pierwotny zdjął metalowe naczynie z mojego ciała odrzucając je w kąt, szczury rozbiegły się po deskach, które kuły moje ciało, ale było to niczym, w porównaniu do gryzoni, które wyjadają skórę i przegryzają wnętrzności, by się wydostać. 
Jednym ruchem zerwał liny, które oplatały moje ręce i nogi. 
- Jesteś taka podobna do Tatii. – Wyszeptał nachylając się nade mną. – Zostań tutaj. 
Kiedy tylko wampir wyszedł skuliłam się na deskach, nie chciałam mieć już nic wspólnego ze szczurami, które biegały po podłodze. Były ohydne, wycieńczone, chore. Przeszkadzała mi ich obecność, miałam wrażenie, że zaraz zwariuję. Co gorsza rana nie zaczynała się nawet goić. Podejrzewałam, że powodem tego było to, że rana była tak rozległa. 
Nie wiem ile czasu minęło, ale drzwi do pomieszczenia wreszcie się otworzyły. Nie wiem też, kiedy zaczęłam płakać, płakałam wtedy z wielu powodów. Z bólu. Zarówno psychicznego i fizycznego. Zostałam upokorzona, leżałam naga, modliłam się, by nie był to jakikolwiek mężczyzna, lecz jak zwykle przeliczyłam się. 
- Katerina… tak mi przykro – znajomy głos sprawił, że zapragnęłam na niego spojrzeć, ale byłam pełna wstydu, nie mogłam spojrzeć w jego oczy. Paliłam się ze wstydu. Nie chciałam, by widział mnie w takim stanie. – Proszę. Okryj się. – wyszeptał. 
Nie wykonałam żadnego ruchu, nie spojrzałam na niego, starałam się nawet nie wydawać żadnych odgłosów, mimo, że łzy ciekły po moich policzkach. Miałam wrażenie, że trochę za bardzo histeryzowałam, moje uczucia były tak bardzo pomieszane, nie wiedziałam co czuję i czego chcę. Nie miałam pojęcia co mam ze sobą zrobić. Wampir widząc moją niechęć do wszystkiego okrył moje ciało miękkim materiałem. 
Pierwotny gładził moje poszarpane włosy, sprawiało mi to przyjemność, miałam wrażenie, że jego dotyk łagodzi mój ból, przynajmniej psychiczny. Starałam się uspokoić, oddychałam głęboko, choć to wcale nie było mi potrzebne, nie po to, by dotlenić organizm. Dłoń Elijah zniknęła, usłyszałam, jak przegryza nadgarstek. 
- Napij się, twoja rana się nie goi. – przyłożył rękę do moich ust, a ja wpiłam się w jego żyły, zachłannie piłam jego krew, czując, jak wypełnia moje wnętrze, Kiedy poczułam lekką zmianę w jej ciśnieniu oderwałam się, choć było to trudne. Spojrzałam na wampira, widziałam w jego oczach troskę? Chyba tak. 
Podniosłam się z drewna i szczelnie okryłam materiałem, który na brzuchu przesiąkł moją krwią, ale czułam jak wszystko powoli zaczyna się zrastać, ale wiedziałam, że potrzebna będzie mi ludzka krew. Przysunęłam się do wampira na tyle blisko, że stykaliśmy się ramionami. 
- Wiedziałeś, co planuje zrobić mi Klaus? – zapytałam wpatrując się w swoje dłonie. 
- Nie miałem pojęcia, rano Kol poprosił mnie, bym pojechał po rum, gdybym tylko wiedział, co oni planują… 
- Ciii – przerwałam mu. – Nic nie mów, to nie twoja wina. Chciałam tylko wiedzieć, czy wiedziałeś. 
- Chodź, Klaus zgodził się, bym się tobą dzisiaj zajął. – Elijah wstał ujmując moją dłoń, by pomóc mi wstać. – skorzystasz z mojej łaźni. 
Szczerze ucieszyłam się na słowa, które usłyszałam, tak dawno nie byłam czysta, tak dawno nie czułam wody na swoim ciele. Marzyłam o tym odkąd uciekłam. 
- Pośpiesz się, gorąca woda już czeka, Katerino. – wampir uśmiechnął się, widział, że mam problemy z utrzymaniem się na nogach, rana przestała się goić, miałam nadal rozerwane ciało. Podtrzymywał mnie w pasie. Zaprowadził mnie do swojej komnaty. Pałac Klausa, ciekawe czy zawsze był takim łajdakiem, który wszystko musiał mieć na pokaz? 
W pomieszczeniu, które zajmował Elijah znajdował się kominek, w którym wesoło trzaskał ogień, a w łaźni panował ukrop, biorący się z pary. 
- Zaczekaj, najpierw musisz się nasycić, bo rana się nie wygoi. Nie powinna mieć styczności z wodą. To byłoby bez sensu. – Wampir wyszedł, by po chwili wrócić z dwójką ludzi.
- Musisz się posilić, może tego nie chcesz, ale rana tak po prostu się nie zagoi. 
Kiwnęłam potakując głową, wiedziałam, że wampir ma racje, ból panował nade mną, zastanawiałam się w czym ich życie jest ważniejsze od mojego. Zahipnotyzowałam oboje, nie chciałam słyszeć ich krzyku, chciałam się posilić i cieszyć się choć jednym dniem, a raczej popołudniem bez Klausa. 
Wyssałam tych ludzi bez żadnych skrupułów, bezprecedensowo wgryzłam się w ich tętnice i wyssałam ciała do samego końca, pobladłe zwłoki upuściłam na ziemię. Czułam przyjemność, sytość. Czułam jak słodka krew gasi moje pragnienie, kończy mój ból, a rana zasklepia się. 
Przeraziło mnie to, że nie czułam już tak dużych wyrzutów sumienia, miałam nadzieję, że ci ludzie zrobili coś złego, szczególnie po tym, co jakiś czas temu przeczytałam w zapiskach Pierwotnego, przecież on nie dałby mi do zabicia dwojga niewinnych istnień. 


♣♣♣



Gorąca woda ukoiła moje nerwy, ból, to było miłe doświadczenie, palące się świece dawały wrażenie, że łaźnia jest przytulna, czułam się wspaniale mogąc zmyć z siebie brud, a co najważniejsze – krew, swoją i tych wszystkich ludzi, których zabiłam. 
Woda stygła, lecz nie chciałam przerywać tej miłej czynności, nie wiedziałam, że to wszystko było wcześniej dla mnie tak ważne. Ale wszystko doceniamy, dopiero, gdy to stracimy. 
Kiedy woda była całkowicie zimna, otarłam ciało i wypowiedziałam imię Pierwotnego, nie zjawił się, czułam się przez to bezpieczniejsza, nie chciałam, by znów oglądał mnie nago. Nie było to dla mnie komfortowe. 
Weszłam do jego komnaty, rozglądając się po niej, była skromna, praktycznie nic tam nie było, cała z kamienia, podwójne łoże ze śnieżnobiałą pościelą i kominek, na który zwróciłam uwagę już wcześniej. I ogromna skrzynia w rogu pomieszczenia. 
Podeszłam do miejsca spoczynku jedynego, lubianego przeze mnie Pierwotnego. Na pościeli ułożona była piękna, zielona suknia. Nie wiedziałam z jakiego jest materiału, ale wywołała uśmiech na mojej twarzy. Na ubraniu leżała złożona wpół kartka. 
„Panienko, czuj się jak u siebie, gdy będziesz gotowa przyjdź do mnie. Czekam przy wyjściu.” Jego piękny charakter pisma robił na mnie wrażenie za każdym razem. Kreślił naprawdę piękne znaki. 
Założyłam suknię, która pasowała idealnie, chcąc jak najszybciej osuszyć włosy usiadłam w pobliżu kominka, ciesząc się ciepłem które daje. 
Rozpierała mnie radość, w końcu wyszłam z lochu na dłużej, choć miałaś świadomość, że wrócę do niego jeszcze tego wieczora, chciałam wziąć z tych chwil jak najwięcej. 
Kiedy uznałam, że moje włosy są wystarczająco suche skierowałam się do wyjścia, zamknęłam drzwi za sobą zabierając klucz. Zeszłam na dół, nikogo po drodze nie mijając, byłam zaskoczona, że tam jest tak ładnie, mimo wszystko. Widać było, że Klaus trzyma nad wszystkim pieczę, uwielbiał przepych. 
Ten potwór stał obok Elijah, śmiał się z czegoś, a brat mu wtórował, nie rozumiałam, jak Elijah mimo wszystko kocha Klausa. Podeszłam niechętnie do Pierwotnych, nie chciałam oglądać Klausa, nie wtedy, kiedy mogłam cieszyć się czasem bez niego. 
- Witaj, moja droga. – Drugi raz tego dnia powitał mnie tym samym, ohydnym zwrotem. 
Nie odpowiedziałam, stanęłam blisko Elijah, bałam się, że on znowu coś mi zrobi. Miałam nadzieję, że nie zwróci uwagi na to, jaką nienawiść do niego żywię, to mogłoby tylko pogorszyć i tak trudną sytuację. 
- Katerina… Będziesz grzeczna i wrócisz do pałacu, czy mam cię zahipnotyzować? 
- Wrócę. 
- Musisz tutaj wrócić. Inaczej Elijah zginie. Rozumiesz? – warknął na mnie. 
- Wrócę, Klaus. 


♣♣♣



Tak bardzo cieszyłam się świeżym powietrzem, nie odczuwałam nic poza szczęściem. Wielką radość dawało mi przebywanie wśród natury. Tak byłam wychowana. Mimo iż nie przekroczyłam nawet bramy, czułam się jak na wolności. Spacerowałam wraz z Elijah wytyczonymi ścieżkami, jesień była w pełni, złote liście pokrywały trawę, gałązki pękały pod naciskiem moich stóp, gdzieś w oddali słychać było śpiew ptaków. Nie musiałam choć przez chwilę się przejmować. 
Pierwotny zaprowadził mnie w oddaloną część posiadłości, nie było tam prawie nic poza marmurową ławką i fontanną, a zaraz obok przebiegał mur, zbudowany z kamieni, ale nie myślałam o ucieczce, nie wtedy. Poprawiłam płaszcz, który podarował mi przy wyjściu Elijah, zrobił dla mnie tyle dobrego. Usiadłam na ławce obserwują nie obumarłe jeszcze kwiaty. 
- O czym myślisz, Katerino? 
- Dlaczego robisz dla mnie to wszystko? Jestem dla ciebie nikim. Przecież twój brat oddałby wszystko, by torturować mnie do końca życia. Nie rozumiem twoich poczynań – wyrzuciłam to z siebie, nawet nie myśląc co mówię. 
- Usiądziemy? – zaproponował, wskazując ręką na ławkę. Przytaknęłam skinieniem głowy. – Nie lubię mówić o swoich uczuciach. Po prostu robię to co uważam za słuszne i zgodne z moim sumieniem. Czuję potrzebę… pomagania ci. Chciałbym wciągnąć cię z okropnych rąk mojego brata, ale nie mam ku temu sposobności. 
Jego oczy były smutne. Chciałam go rozweselić, ale nie dziwiłam się, że jego radość gdzieś znikła, przecież gdybym tylko spróbowała uciec, Klaus zabiłby go. Nie rozumiałam dlaczego Klaus chciał zabić brata, a co gorsza Elijah nawet się nie sprzeciwił. 
- Dlaczego zgodziłeś się na takie warunki mojego spaceru? 
- Ponieważ wiedziałem ile da ci to szczęścia, Katerino. – odpowiedział bez namysłu. 
Byłam bardzo zaskoczona tym, co nastąpiło później, wampir ujął moją dłoń i złożył na niej delikatny pocałunek. 
- Nie pozwolę, byś utkwiła w sidłach mego brata na zawsze. 
- Elijah… to piękne z twojej strony, ale proszę, nie składaj deklaracji, których nie możesz wypełnić. 
Mikealson już nic na ten temat nie powiedział, milczeliśmy przyglądając się otoczeniu. Nurtowało mnie tyle pytań, ale nie wiedziałam od czego zacząć, które pytania były ważniejsze i bardziej właściwe?
- Co cię dręczy? – Wampir mocniej zacisnął swoją dłoń na mojej, chyba w taki sposób próbował zachęcić mnie do mówienia. 
- Wiesz… Chciałabym wiedzieć dlaczego Rebekah dała mi swoją krew, zawsze myślałam, że to uwłaczające dla wampira. 
- Dobrze myślałaś, panienko. Bo tak jest. To dla wampira niekomfortowa sytuacja. Chyba, że czuje coś do drugiego wampira. Ale to ja ją poprosiłem, by Cię nakarmiła. Była mi coś winna. 
- Mogę wiedzieć co? – zapytałam nieśmiało, nie chciałam wkraczać w jego prywatność. 
- Uratowałem ją przed Klausem, a raczej wyciągnąłem z niej sztylet, którym on ją przebił, Klaus ma taki zwyczaj, że albo zabija jeśli ktoś mu podpadnie, albo sztyletuje, jeśli to któreś z nas. 
- On jest potworem – wyszeptałam najciszej jak mogłam.
- Wiem, Katerino. I mam mam nadzieję, że kiedyś się od niego uwolnisz. – Wampir jeszcze raz złożył pocałunek na mojej dłoni. – Chodźmy, nie chcę, by Klaus po nas przyszedł.

Ten gest niby tak drobny, a tak bardzo dodał mi otuchy. Po każdej chwili spędzonej z Elijah wiedziałam, że chcę żyć i funkcjonować, jak na wampira przystało. Musiałam uciec z tego więzienia, musiałam znaleźć inne życie. Mimo wszelkich innych kosztów, które będę musiała ponieść.