sobota, 17 sierpnia 2013

Rozdział II


Obudziło mnie skrobanie myszy, która usilnie próbowała wygrać bitwę z kamieniem, próbowałam ją ignorować, ale skrobanie bardzo mnie irytowało, złapałam mysz za ogon i rozważałam jej zabicie. Po chwili namysłu i patrzenia w jej czarne oczy cisnęłam nią przez kraty, bez problemu przeniknęła pomiędzy okienkami, bariera jej nie zatrzymała. 

Wstałam i podeszłam do krat, próbowałam przedostać przez nie choć rękę, lecz na próżno, odpychała mnie niewidzialna ściana. Zastanawiałam się jakim cudem można dokonać takich czarów, do niedawna nie uwierzyłabym w istnienie wampirów, a doszły jeszcze czarownice. 

Czułam się zagubiona w tym nowym, nadprzyrodzonym świecie. Chciałam na powrót być wolną i niezależną, ogromnie cierpiałam przez to, że nie mogłam wyjść z lochu. Brakowało mi słońca, świeżego powietrza, życia. Chciałam też jeść. Lecz nie wiedziałam, czy pragnę krwi, czy ludzkiego pożywienia. Byłam młodym wampirem i nie radziłam sobie z wieloma rzeczami. Na przykład z myszą, która wcześniej pewnie by nawet mnie nie zainteresowała. 

Słyszałam, że na górze ktoś się porusza, nie umiałam wyostrzyć słuchu jeszcze bardziej, ale widziałam drobinki kurzu tańczące wokół lampy naftowej. Widziałam każdą rysę na kamiennej posadzce, widziałam każdą nitkę w sznurach, które leżały obok mnie.

Położyłam się tyłem do sterty ciał, której nadal nikt nie usunął, smród rozkładającego się ciała zaczynał mnie denerwować, podejrzewałam, że była to jedna z tortur Klausa, czułam się okropnie z myślą, że wyrżnęłam trzydzieści osób w ciągu jednego dnia, miałam nadzieję, że Klaus nie każe mi więcej zabijać, nie dla jego rozrywki. Lecz moja nadzieja była bezpodstawna, przecież to potwór, istota całkowicie pogrążona w mroku. 

Płomyki tańczyły wesoło, nie znając mej rozpaczy. Wpatrywałam się w ogień, napawając się gniewem, czułam rosnącą w sobie siłę, nienawiść do tego wampira, chciałam go zabić, chciałam go zniszczyć. Moje ciało napinało się na każdą myśl, która poświęcona była pierwotnemu. 

Moje pięści zacisnęły się, sama sobie rozcięłam nieświadomie wewnętrzną część dłoni paznokciami, poczułam zapach swojej własnej krwi, którą perfidnie zlizałam, nie chciałam marnować tak pysznego trunku, nie zdawałam sobie wcześniej sprawy, że tak można zatracić się w tym życiodajnym płynie. Rany zaczęły się zabliźniać, pozwoliłam im całkowicie zniknąć. 

Miałam ogromną ochotę spacerować, chodzić, rozprostować się, ale loch nie był zbyt wielki, z czego dużą część zabierały te nieszczęsne ciała. Podarta suknia uwierała mnie, była brudna, a ja zawsze starałam się, by ubrania były czyste. Lubiłam być czysta i zadbana, lecz ta okropna piwnica mi na to nie pozwalała. 

Wyciągnęłam dłoń w kierunku książki, którą zostawił mi Elijah, dokładnie przyjrzałam się czarnej skórze, nie była tłoczona, nie było na niej żadnego napisu, w dotyku aksamitna, zamknęłam oczy i rozkoszowałam się miłym doznaniem. 

Zaciekawiona brakiem jakiegokolwiek napisu otworzyłam, na pierwszej stronie widniały tylko dwie, starannie nakreślone litery. Inicjały Elijah. Przesunęłam palcami po czarnych kształtach, wyczułam drobinki, których człowiek nie byłby w stanie wyczuć, przełożyłam kartkę i zaczęłam czytać zapiski wampira. 


1.

Odkąd jestem wampirem, postrzegam świat inaczej. Nasza matka, odebrała życie Tatii, tylko po to, by uchronić nas. Mnie oraz moje rodzeństwo. Nie uważałem, by było to sprawiedliwe. Może właśnie tak miało być, może mieliśmy umrzeć? Każdego dnia zastanawiam się nad słusznością wyboru mojej matki, Esther. Nasza rodzina jest bardzo skomplikowana, jesteśmy pierwotnymi wampirami, zabijamy bez skrupułów, a przynajmniej mój brat. Nie lubiłem i nie lubię odbierać życia, lecz nie potępiam go, kocham go. Rodzina jest najważniejsza, dla mnie. Dla niego nie. Dla reszty mojego rodzeństwa – nie wiem. Rebekah jest jedyną kobietą w naszej rodzinie. I jeśli potrzebuję pomocy, to tylko ona jest zdolna mi pomóc. Czasami mam wrażenie, że jest zagubiona. Że nie daje sobie rady z tym wszystkim. Z życiem w pałacu, z zabijaniem, z poddaniem się Klausowi. A z drugiej strony są momenty, w których myślę, że jest urodzonym wampirem, wsysa się w ludzi bez opamiętania, tworzy nowe wampiry. Ale jest moją siostrą. Są jeszcze Kol i Finn. Oni są młodzi, nieodpowiedzialni i skrajnie inni ode mnie. Jesteśmy tak bardzo różni. Ich też potrzebuję i nie wyobrażam sobie życia bez nich. Lecz ich tryb życia do mnie nie pasuje. Ich frywolne zachowanie czasami przeraża, nie mają oporów, by korzystać ze wszystkich aspektów wampiryzmu. Zabijają. Tworzą nowe wampiry, które nie znają opamiętania. Wdają się w konflikty i chętnie wykorzystują kobiety. Tak bardzo tego nie lubię i nie rozumiem. Przez te wszystkie lata… trwam w tym wszystkim sam. Nie rozmawiam z rodzeństwem na tematy, które dręczą mnie od momentu przemiany. Nie rozmawiam z nimi o niczym, co mi w duszy gra. Spędzam z nimi czas na wszelakich balach, ale nie na rozmowach, nigdy nie rozmawiamy. A mi brakuje powiernika. Brakuje mi kogoś, kto zrozumiałby moje lęki i obawy, moją miłość ale i nienawiść do rodziny. Ciężko jest trwać pomiędzy potworami, nawet samemu będąc potworem. Lubię bycie wampirem, lubię korzystać ze swojej mocy, lecz nie lubię patrzeć na bestialstwo mojego rodzeństwa. Oni nie mają prawa decydować o ludzkim życiu, nie w taki sposób. Nie potrafią pożywić się tak, by nie zabić tuzina niewinnych. Zabijałem i zabijam, ale nie pierwszego lepszego człowieka z ulicy. Wyrywałem serca innym, krwiożerczym potworom, skręcałem im karki i wbijałem kołki prosto w serce. Zabijałem złodziei i gwałcicieli. Oni zasłużyli na śmierć i na to, by dodać mi sił, karmiłem się na złoczyńcach nie czując nic, żadnych wyrzutów sumienia. Ale nie potrafiłbym zabić matki sześciorga dzieci, ani ojca, pracującego na utrzymanie rodziny. Nie było i nie jest to w moim stylu. Lecz w stylu mojego rodzeństwa, które urządza krwawe rzezie wszędzie tam, gdzie choć na chwilę się zatrzymamy. 
Oni potrafią zabić każdego, nie ważne jak bardzo ktoś błagałby o litość. A najgorszy niewątpliwe z nich wszystkich jest Niklaus, który zabija dla swojej rozrywki, który nęka i krzywdzi innych bez najmniejszych skrupułów. Powtarzałem mu, że nie tak winien żyć, lecz on wyśmiewał mnie za każdym razem. A ile można kogoś przekonywać? Ja już nie daję rady wpływać na niego, jest ode mnie silniejszy, szybszy. Nie mogę, ale i nie chcę się z nim mierzyć. To mimo wszystko mój brat, którego kocham. 

Byłam zaskoczona, tym co przeczytałam, nie wierzyłam własnym oczom, jak Elijah mógł tak bardzo kochać swoją rodzinę? Mimo całego zła, które wyrządzają oni wszyscy? Zdumiona przejrzałam pobieżnie pamiętnik, imiona pierwotnego rodzeństwa przewijały się dość często, kartki dość szorstkie, odrobinę zakurzone przesuwały się po moich dłoniach, a moje myśli błądziły, nie wiedziałam, co o tym wszystkim myśleć. Dlaczego dał mi to? Dlaczego chciał, bym poznała jego historię? Pytałam się w myślach, lecz nie miałam żadnych odpowiedzi. 

Numerował poszczególne części, nie datował ich. Jego charakter pisma był piękny, staranny, nie sprawiał najmniejszego problemu przy czytaniu. Splotłam dłonie na pamiętniku, praktycznie przytulając się do niego. Czułam, że odnajdę w nim odpowiedzi na swoje pytania. 

Już miałam na powrót zasnąć, kiedy usłyszałam kroki, które były coraz bliżej, instynkt podpowiadał mi, by schować pamiętnik Elijah, rozejrzałam się po pomieszczeniu i zerwałam się z podłogi wciskając go pomiędzy kamienie, tam, gdzie światło lampy nie docierało. Zaczęłam chodzić po swojej celi, udawałam, że to właśnie robiłam, byłam pewna, że wampir słyszał jak gwałtownie podniosłam się z ziemi, nie chciałam, by coś podejrzewał. 
Kraty zazgrzytały, ale pod naporem jego siły ustąpiły, wszedł do lochu uśmiechnięty i radosny, odwróciłam wzrok i przystanęłam pod ścianą. 

- Ahhh… jaki piękny mamy dzisiaj dzień, prawda Katerina? – zapytał spoglądając na mnie. – Ahh, przecież nie możesz stąd wyjść. Jaka szkoda!
- Czego chcesz? Co muszę ci dać, byś zostawił mnie w spokoju? 
- Nie możesz dać mi nic, co by dało ci wolność. Już zawsze będziesz moją zabawką. Będę cię dręczył, męczył, zabijał, a przynajmniej tymczasowo i ożywiał. Będę się tobą żywił. Będą robił z tobą co tylko zechcę. Rozumiesz?

Zbliżył się niebezpiecznie blisko mnie, patrzyłam prosto w jego okrutne oczy, kiedy poczułam rozdzierający ból w klatce piersiowej, wbił rękę na wysokości mego serca, dotykając go, myślałam, że śmierć jest bliska. 

- Rozumiesz? – warknął, zaciskając rękę na sercu. 
- Tak. Rozumiem. – odpowiedziałam ledwo wydobywając z siebie głos. Zabrał swoją rękę z mojego serca, perfidnie ją oblizał i otarł o moją porwaną suknię. 
- Rozumiesz dlaczego robię ci krzywdę?
- Tak. Rozumiem. – dyszałam, łapiąc się raz po raz za klatkę piersiową, niesamowity ból odbierał mi zdolność racjonalnego myślenia, czułam strach przed tym potworem, dopiero wtedy uświadomiłam sobie, jak bardzo mi zagraża. I jak wiele złego może zrobić. 
- Wstań. Za chwilę przyjdzie tu czarownica, pójdziesz ze mną na górę.

Byłam w szoku, nie liczyłam na to, że uda mi się uciec, ale miałam nadzieję, że będę mogła chociaż odetchnąć świeżym powietrzem, zobaczyć słońce, las, życie. Że choć przez chwilę poczuję się lepiej. Podparłam się na dłoniach i wstałam, chwiejąc się z bólu, rana zabliźniała się bardzo wolno, wampir rozgryzł nadgarstek przysuwając mi go do ust, które zacisnęłam, nie chciałam jego krwi. Patrząc na mnie wzruszył ramionami i przeszedł na drugą stronę krat. 

- Muszę iść. Kiedy czarownica cię wypuści masz przyjść na górę. Nie masz prawa wyjść poza korytarz, rozumiesz? 

Kiwnęłam głową potakująco i wróciłam do pamiętnika Elijah, chowając go jeszcze głębiej. Zgasiłam lampę naftową i oparłam się o kamienną ścianę. 

Po jakimś czasie do lochu faktycznie zeszła kobieta, czarnoskóra czarownica. Zamknęła oczy i zaczęła szeptać prawdopodobnie zaklęcie w jakimś języku, którego nie znałam, powietrze jakby zawirowało, a ona otworzyła oczy. 

- Gotowe – wyszeptała, ciepło się do mnie uśmiechając. – Uważaj na siebie, moje dziecko. On jest bardzo groźny. 
- Wiem, już wystarczająco mnie skrzywdził. Mogę wyjść?
- Tak, lecz nie próbuj uciekać, skrzywdzi cię jeszcze bardziej. 
- Dlaczego mu pomagasz? – zapytałam. 
- Bo muszę, jeśli nie będę mu posłuszna zabije moją córkę, a muszę dbać, by linia czarownic została zachowana, nie mogę pozwolić mu skrzywdzić mojego dziecka. 
- Rozumiem. I dziękuję. 
- Idź na górę, ja jeszcze tu zostanę. 

Przeszłam obok kobiety, wspinałam się po stromych, kamiennych schodach, lecz nie bałam się ich, bałam się tego, co czeka mnie na górze. 

Stanęłam w korytarzu, który był oświetlony palącymi się świecami, przez niewielkie okno dostrzegłam, że jest ciemno, tak bardzo pragnęłam wyjść na dwór. 

Czułam za sobą obecność pierwotnego, chwycił mnie za ramię i odwrócił w swoją stronę, przyjrzał mi się w świetle świec. Nie spodziewałam się tego, co zamierzał zrobić, myślałam, że chce mnie ugryźć lecz on położył swoje usta na moich, całował mnie, lecz ja nie odpowiadałam, nie chciałam go, nie chciałam jego brudnych ust, nie chciałam od niego nic. Nie od takiego potwora. 

Odsunął się ode mnie i wyjął coś ze skrzyni, która stała w kącie pomieszczenia, z przerażeniem w oczach dostrzegłam drewniany, zaostrzony kołek, którym on wesoło obracał w dłoni. Widząc moje przerażenie zwolnił i utrzymywał kontakt wzrokowy, kiedy miałam już nadzieję, że odejdzie, wbił kołek w mój brzuch, zawyłam z bólu, nie byłam w stanie utrzymać się na nogach, lecz on mnie podtrzymał. Wyjął kołek i wbił go jeszcze raz. I jeszcze. I jeszcze. Wbijał go raz za razem, moja krew plamiła ubranie i podłogę, a on maltretował całe moje ciało, omijał tylko okolice serca.

Rozrywał moją skórę uśmiechając się, wzbudzał we mnie obrzydzenie, nie chciałam patrzeć w te jego okropne oczy, nie chciałam widzieć jego uśmiechu, ale nie pozwolił mi zamknąć oczu, jakby było mało, to jeszcze mnie spoliczkował, skóra na policzku bardzo zapiekła. 

Widząc mój ból i łzy złowieszcze iskierki zaczęły tańczyć w jego oczach, wyciągnął z kieszeni fiolkę białego płynu, oblał nim kołek i wbił mi go kilka milimetrów od serca. Ponownie pojawiła się we mnie nadzieja, że umrę, że pozbawi mnie swych katuszy, lecz to zadało mi niewyobrażalny ból. Werbena paliła ciało od środka, piekła, miałam wrażenie, że ogień sponiewiera każdą komórkę mojego ciała, zaczęłam przeraźliwie krzyczeć, łzy płynęły jeszcze bardziej z moich oczu, a on przyglądał się temu zadowolony. 

Wyjął kołek z mojej klatki piersiowej i wsadził go sobie za pas od skórzanej kamizelki, nachylił się nade mną i zamiast wbić kły w szyję odezwał się.
- To za to, że nie odwzajemniłaś pocałunku. Rozumiesz?

Moje myśli zaczęły szybko się zmieniać, byłam w szoku, że zadał mi tyle cierpienia za to, że go nie pocałowałam. 

- Rozumiesz? Mnie się nie odmawia. Rozumiesz?! – złapał mnie za ramiona i potrząsnął, na dłoniach miał jeszcze werbenę, przez co znów skóra zaczęła parzyć. 
- Rozumiem – krzyknęłam przez łzy i bezsilnie opadłam na zimną posadzkę. Modliłam się, by ten skurwiel mnie zostawił. Chciałam zostać sama. Lecz to był dopiero początek tortur. 
- Wstawaj – warknął przestępując z nogi na nogę. 
- Nie mam siły. Daj mi odpocząć, proszę.
- Wypij moją krew. – Kolejny raz rozciął swój nadgarstek. 
- Nie. – wysyczałam i z powrotem opadłam na ziemię, kryjąc swoją twarz w dłoniach. 
- Elijah! – krzyknął, że aż meble, stojące w pomieszczeniu zatrząsały się. Kilka chwil później w drzwiach pojawił się ten lepszy brat. Widząc mnie jego oczy posmutniały. 
- Katerina… - wyszeptał, podbiegając do mnie. Bez namysłu usiadł obok mnie, podniósł moje słabe ciało i pozwolił mi siąść na kolanach, odchylił głowę w lewo, moje kły się wysunęły, czułam, jak żyłki tężeją, czułam jak jego krew płynie. Wgryzłam się w to samo miejsce, co poprzednio, jego krew przez chwilę dała mi szczęście, ale co najważniejsze, pozwoliła, by ciało zaczęło się regenerować. Na chwilę świat przestał istnieć, zapomniałam o Klausie, którzy przyglądał się jak wysysam krew jego brata. 

Szarpnął mnie mocno za ramię odrywając od żyły, nie chciałam skrzywdzić Elijah, lecz przez to, że ta okrutna bestia mną szarpnęła rozerwałam jego tętnicę, syknął z bólu i przyłożył dłoń do rany. Przepraszająco spojrzałam na niego, jego oczy były takie smutne, zbyt smutne. Miałam ochotę się rozpłakać, lecz Niklaus odwrócił mnie w inną stronę i kazała mi się wspinać po kolejnych kamiennych, stromych schodach.

- Wiedziałem, że tylko jego krwi się napijesz. – warknął złowieszczo.

Jak się okazało zabrał mnie do okazałego, urządzonego z przepychem godnym króla pomieszczenia, wielkie okna wpuszczały zapewne wiele światła, lecz nie mogłam się o tym przekonać, nawet nie świtało. 

- Dlaczego mnie tu przyprowadziłeś? – zapytałam oglądając obrazy wiszące na ścianach. 
- Ponieważ tu będziesz mogła odbyć kolejne tortury, kochanie. – Przysunął się do mnie, oparł swoje łapska na moich biodrach i kolejny raz przywarł do moich ust, bojąc się kolejnej kary odwzajemniłam pocałunek, łudząc się, że to w ogóle coś da. Lecz po raz kolejny myliłam się. 

Jego śmiech wypełnił całe pomieszczenie, złowieszczy głos, wzrok. Tak bardzo go nienawidziłam i bałam się jednocześnie.
- Myślałaś, że jeśli oddasz pocałunek nie spotka cię kolejna kara? Jesteś taka naiwna, Katerina. Ale jesteś też taka piękna i słodka. 
- Nienawidzę cię – wysyczałam. Łzy znów płynęły z moich oczu, usiadłam na podłodze, opierając się o kominek, w którym żarzył się ogień. 
- Nie dziwię ci się. Masz usiąść na krześle. Tam. – wskazał palcem krzesło na środku pokoju. Posłusznie wstałam i usiadłam na nim, skierowane było przodem do okien. – Ręce do tyłu – syknął. 

Zawiązał mi ręce sznurami, które wpijały się w nadgarstki paląc skórę, znów używał werbeny. Klęknął przede mną i spojrzał w oczy. „Będziesz tu siedziała, dopóki nie wzejdzie słońce, ani drgniesz. Nie masz prawa się odezwać”. Łajdak zahipnotyzował mnie, zmusił mnie, bym czekała na wschód słońca, a to tak bardzo bolało. Ogarnęła mnie panika, lecz nie mogłam wydusić z siebie słowa. Chciałam, oczywiście, że chciałam krzyczeć, lecz siła hipnozy nie pozwoliła mi na to. Pierwotny usiadł w rogu sali i przytknął do ust kielich z krwią, czułam jej zapach, chciałam się pożywić, kły zaczęły mi się wysuwać, gardło mnie paliło, a on z radością przyglądał się torturze. Pił krew wolno, ohydnie mlaskając, tak bardzo chciałam się żywić. 

Nie wiem jak długo siedziałam wpatrzona w horyzont, pierwotny ani na chwilę nie spuścił mnie z oczu, tylko dolewał sobie krwi z pięknej karafki. 

Spoglądałam na niego, nie mogłam patrzeć nigdzie indziej, nie pozwolił mi się ruszać, nie wiedziałam, że tak właśnie działa hipnoza, tak obezwładniająco. Odebrał mi jakąkolwiek możliwość poruszenia się. Zamknęłam oczy, lecz to nie pomagało. 

Po jakimś czasie poczułam lekkie pieczenie skóry, nie bolało to tak jak pieczenie po werbenie, bolało inaczej, paliło. Otworzyłam oczy, moje ręce, twarz i dekolt zaczęły pokrywać czerwone pęcherzyki, wstające światło powoli spalało moje ciało, ten fakt wzbudził we mnie histerię, próbowałam krzyczeć, błagać o litość, lecz nie mogłam. Nie mogłam wyrwać się ze szponów bólu. Promienie słońca paliły moją skórę, pęcherze powielały się, stawały się coraz większe. Tak bardzo bałam się o swoje życie. Czułam, że pieczenie, przeistacza się w żywy ogień, to tak bardzo bolało i piekło. Wewnętrznie krzyczałam w niebogłosy i wiłam się z bólu, lecz fizycznie nie mogłam nic zrobić, płomienie ognia zaczęły zajmować całe moje ciało. 

Wtedy poczułam ulgę, tak jakby ktoś gasił te promienie. Poczułam jak Klaus dotyka moich ramion, nie wiedziałam co zrobił, lecz byłam mu wdzięczna, jeszcze chwila, a mogłabym podzielić los mojej rodziny. Pierwotny klęknął przede mną i zaczął mówić patrząc mi w oczy. 
- Możesz rozerwać wstać i ruszać się, możesz mówić i zachowywać się normalnie. Nie jesteś już zahipnotyzowana. 

Potok łez popłynął z moich oczu, zaczęłam oddychać głębiej, niż tego potrzebowałam, wampir rozciął nożem sznur i wrzucił go do kominka, gdzie ten zajął się błyskawicznie ogniem. Ześlizgnęłam się z krzesła płacząc, skuliłam się, nie chciałam pokazać mu swojej słabości, ale tak bardzo się go bałam, tak bardzo chciałam, by zniknął z mojego życia. 

Usiadł tam, gdzie siedział wcześniej. Wiedziałam, że mnie obserwuje, przecież byłam jego zabawką. Zastanawiałam się dlaczego nie spłonęłam, nie wiedziałam nawet kiedy do mnie podszedł, by pozbawić mnie bólu. Słońce powoli przemieszczało się nad horyzontem, dzień budził się do życia. 

Podniosłam się z podłogi podchodząc do kominka, nad którymi wisiało oprawione w złotą ramę lustro. Zauważyłam na swojej szyi naszyjnik, z niebieskim wypełnieniem. Już miałam go zerwać, kiedy silna dłoń Klausa złapała moją rękę. 
- Spłoniesz – wysyczał. 

Przestraszona cofnęłam dłoń i spojrzałam na niego zaciekawiona. Widząc moje nieme pytanie zaczął mówić, dość szybko, ale rozumiałam go. 

- Czarownica stworzyła ten naszyjnik dla ciebie, potrzebujesz go, by chodzić za dnia, uznałem, że naszyjnik będzie do ciebie pasował. Nie oznacza to, że zwracam ci wolność, jeśli tylko będę miał taką ochotę, zerwę go z ciebie i znów wystawię na słońce, a później bohatersko uratuję od spłonięcia. I tak kilka, kilkadziesiąt razy. Rozumiesz?
- Rozumiem. 
- A teraz idź do piwnicy i nie wychodź z lochu. Nie masz prawa go opuścić. – Jego głos był normalny, nie hipnotyzował mnie, on mi po prostu rozkazał. 

Piwnica została oczyszczona z ludzkich zwłok, cieszyłam się, że nie będę musiała już patrzeć i czuć, cieszyłam się, że zyskałam więcej miejsca. 

Usiadłam przy ścianie zapalając lampę, już miałam wyjąć pamiętnik Elijah z pomiędzy kamieni, lecz usłyszałam kroki zmierzające do piwnicy. Założyłam pamiętnik za plecy i spoglądałam w kierunku krat.
Do lochu wszedł Elihaj, przyprowadził ze sobą człowieka. Pchnął go w moją stronę. 
- Pożyw się, Katerino. Musisz. – powiedział prawie mnie błagając, wiedział, jak wiele kosztowało mnie wyssanie życia z tych trzydziestu osób, które pozbawiłam życia poprzedniego dnia. 

Zahipnotyzował tego człowieka. Walczyłam z myślami, nie chciałam być takim okrucieństwem jak Klaus, lecz by żyć, musiałam odbierać życie. Wgryzłam się w tętnicę i ukoiłam swoje rządze. Ssałam bez zapamiętania, krew koiła palący przełyk, nie była szczególnie smaczna, lecz kojąca, ciało całkowicie się zregenerowało, wyssałam życie kolejnego człowieka. 

Odrzuciłam bezwładne, martwe ciało, nie chciałam na to patrzeć. Czułam wyrzuty sumienia, znów. 
Elijah nachylił się nade mną i dotknął delikatnie mego policzka, pogłaskał mnie po nim czule, uśmiechając się, rozumiał mój ból i moje obawy. 

- Nie był niewinny, nie czuj się źle. On wyrządził wiele krzywdy. Nie możesz się za to winić, jesteś wampirem, musisz się żywić. Gdybyś tylko była zdrowa nie musiałabyś pozbawiać go życia, lecz musiałaś go wyssać. Dlatego, że Niklaus wyrządził Ci taką krzywdę. Dlatego, że twoje ciało było bardzo wycieńczone. W przyszłości już tak nie będzie. 
Poczułam się lepiej, słysząc to, co mi powiedział, wampir cofnął swoją dłoń i chwycił martwe ciało, przeszedł przez kraty. 

- Dziękuję – wyszeptałam. – Za krew teraz i wcześniej. 

- Do usług, panienko. 

***

Bardzo cieszy mnie obecność każdego czytelnika. Dziękuję! 
I zapraszam do mojego drugiego opowiadania! 

4 komentarze:

  1. Klaus to istny psychopata, aż strach pomyśleć, ile będzie jeszcze męczył tą Katerinę, dziwi mnie jedynie, że Elijah nic z tym nie robi, rozumiem, że jest słabszy od Klausa, ale nadal ma siłę i jest podobno taki dobry i oddany, ciekawy pomysł z pamiętnikiem Elijaha, i rzuceniem światła na jego punkt widzenia, jak zawsze nienaganny styl i język, czyta się szybko i miło :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mnie ciekawią dalej losy Kateriny, czy uda jej się z tamtąd uciec? Przecież nie będzie w nieskończoność torturowana. :) Zastanawiam się, czy Elijah jej pomoże, czy będzie zdana sama na siebie? Czekam na kolejny rozdział. <3

    http://independent-secrets.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Klaus wymyśla coraz perfidniejsze tortury i tak spokojnie na to patrzy. Psychopata jednym słowem. Żal mi Kath, tak bardzo ją męczy, karze, zadaje ból na tyle różnych sposobów. Na szczęście Elijaha jest iskierką nadziei! Jego pamiętnik bardzo mi się podoba, widać jak bardzo kocha rodzinę, jest ona dla niego najważniejsza, ale nie zgadza się z nimi. Chce żyć inaczej, po swojemu i czuję że znalazł w Katherine bratnią dusze :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten Klaus to psychopata. Podoba mi się, jak opisujesz uczucia Katheriny. Czekam na następny i pozdrawiam.

    Zapraszam na http://corka-lorda-voldemorta.blogspot.com/ :).

    OdpowiedzUsuń