niedziela, 11 sierpnia 2013

Rozdział I

Zimno panujące w lochu było nieprzyjemne nawet dla mnie, nie dość, że ściany pokrywała cuchnąca pleśń, to jeszcze nie mogłam nic ze sobą zrobić, bowiem Pierwotny związał mnie sznurami nasączonymi werbeną. Moja skóra ciągle piekła, pękała, miałam wrażenie, że sznury przepiłują mi dłonie i stopy. Doskwierał mi również głód, nieopisany, przenikliwy głód.

- Kogo my tu mamy? – zapytała śmiejąc się blondynka. 
- Suka – wyszeptałam i odwróciłam głowę. 
- No, dalej, Kat. Chciałabyś napić się krwi? – zapytała machając mi kielichem wypełnionym krwią. Nie piłam nic od dawna, nie wiedziałam nawet ile dni minęło odkąd Klaus mnie uwięził. Postanowiłam schować urazę do kieszeni i kiwnęłam potakująco głową. Nienawidziłam Rebekah, ale przyniosła krew, zastanawiałam się, czy jeśli będę się żywić uda mi się uciec, ale już raz uciekłam, drugi raz Niklaus nie popełniłby tego błędu. 

Blondynka usiadła obok mnie i przytknęła srebro do ust, jego zimno koiło spierzchnięte wargi, lecz ogień palił gardło, musiałam posmakować czerwonej cieczy, Rebekah przechyliła lekko kielich i płyn powoli zaczął spływać do moich ust, jego smak był cudowny, a zapach przyprawiał o zawrót głowy. Nie zdawałam sobie sprawy, że krwi jest tak mało, ale to wystarczyło, bym poczuła się lepiej. 

Wampirzyca zabrała kielich od moich ust i wyjrzała przez kraty, odsłoniła swój nadgarstek spod białej falbany i przegryzła go. 

- Pij – wysyczała, przystawiając go do moich warg. Jej krew była inna niż ta, którą dostałam wcześniej. Nie wiedziałam dlaczego pozwoliła mi pić swoją krew, ale na pewno nie było to z sympatii, nigdy mnie nie lubiła, zawsze krzywo na mnie spoglądała. Moje zęby wgryzały się w jej twarde ciało, jej krew krążyła w moich żyłach dodając mi energii, czułam się o wiele lepiej. 

Nagle Pierwotna wyrwała z moich ust swoją rękę, jej ciało regenerowało się dużo szybciej niż moje, po kilku chwilach dowiedziałam się co było przyczyną przerwania karmienia mnie, do lochu wszedł Klaus, którego bałam się, jak nikogo innego na świecie. 

Wampir spojrzał na mnie karcąco, z wyższością i odwrócił się do swojej siostry.

- Odejdź – rozkazał, na co blondynka natychmiast zareagowała. Wychodząc z celi przyłożyła palec do ust, co mogłam zobaczyć tylko ja, bowiem pierwotny stał odwrócony do niej plecami. Nie mogłam jej wydać, nie była moją ulubienicą, jednakże dała mi swoją krew. Pozwoliła mi się posilić. Prawdopodobnie uratowała mi życie. 

Spojrzałam na wampira z przerażeniem, mężczyzna patrząc mi w oczy wymierzył mi siarczysty policzek, jeszcze jeden i jeszcze… aż do utraty mojej przytomności. Ocucił mnie zapach krwi, z pewnością ludzkiej, krew wampira i zwierzęcia pachniała inaczej. Było jej niewiele, ale pachniała intensywnie. Lecz nie dane było mi jej skosztować. 

Pierwotny spojrzał na mnie i zaśmiał się gardłowo. Doskonale wiedziałam, że krew jest tylko przynętą. Zbliżył się do mnie i usiadł po mojej prawej stronie, bałam się cokolwiek powiedzieć, wiedziałam, że każdy zły ruch spowoduje kolejną falę agresji. Spuściłam wzrok na swoje uda i trwałam, w panującej w koło ciszy. 

Czułam na sobie jego wzrok, jego wściekłe spojrzenie, zepsułam plan, który układał przez setki lat, rzuciłam mu pod nogi kłodę, o jakiej nawet nie pomyślał, moja krew miała mu pomóc, lecz tylko ta ludzka, zniszczyłam jego przyszłość przemieniając się w wampira. 

- Ty… wredna suko – wyszeptał mi do ucha chwytając rękę. - Twoja krew ma nadal podobny smak, więc pozwól, że skosztuję – nie było to pytanie o pozwolenie, on po prostu brał to, czego w danej chwili potrzebował. 

Poczułam jak przegryza moją skórę i wpija się w żyłę, z której wysysał moją krew, bolało, okropnie, ale wiedziałam, że jeśli choć raz pisnę, ten drań zrobi mi taką krzywdę, o jakiej nawet mi się nie śniło. 

Czułam jak stopniowo moje ciało słabnie, jak kończyny bezwładnie opadają na kamienną posadzkę, jak krew wypływa z tętnicy kropla po kropli. Niklaus zlizywał ciecz głośno ją przełykając. 

Miałam nadzieję, że wypije ostatnią kroplę, że w końcu zaznam spokoju, że zabije mnie i przerwie męczarnie. Kiedy już myślałam, że koniec jest bliski pierwotny oderwał się od mojej skóry i w wampirzym tempie podszedł do kraty. 

- Dlaczego mnie po prosu nie zabijesz? – wychrypiałam ostatkiem sił. 
- To byłoby zbyt proste. – odpowiedział i zniknął za kratami. 

Nie wiedziałam ile czasu minęło odkąd Klaus zostawił mnie samą sobie w lochu. Ciało nie reagowało tak jak powinno. Było wręcz bezwładne, jednakże byłam na tyle świadoma, że rozmyślałam o swoim życiu. 

Może moja rodzina nie była idealna, może nie było łatwo, może ojciec był zbyt surowy, ale tęskniłam za nimi… Przed oczyma ciągle widziałam płonący dom, gdzie straciłam wszystko, co kochałam. Mimo tego, co zrobili mi rodzice kochałam ich i nie wyobrażałam sobie, że nigdy już ich nie zobaczę. Gdybym tylko miała siłę i możliwość zakołkowałabym się sama. Nie chciałam takiego życia, nie chciałam być wampirem. Tym bardziej, że Klaus już zawsze będzie mnie dręczył, nie rozumiałam dlaczego tak bardzo byłam mu potrzebna. Nie rozumiałam dlaczego to właśnie moja krew miała pomóc złamać klątwę. 

Zamknęłam oczy próbując zasnąć, lecz świadomość podsuwała mi obrazy dziecka, które mi odebrano, zostałam zgwałcona, lecz mimo to kochałam córkę i gdybym tylko mogła zaopiekowałabym się nią najlepiej jak potrafiłam. Miałam nadzieję, że dziecko zostało oddane w dobre ręce, że będzie dobrze traktowane. 

Chciałam dla swojego dziecka lepszego życia niż sama miała. Chciałam, by córka żyła godnie, by nie musiała codziennie harować i wyręczać wszystkich w koło.
Czułam się zagubiona, byłam wampirem od kilku dni, nie potrafiłam polować, nie wiedziałam jak się zachowywać, jak przetrwać, jeszcze nie tak dawno temu wiodłam ciężkie, ale człowiecze życie. Byłam delikatną i kruchą dziewczyną. Dopóki nie zostałam przedstawiona Klausowi, dopóki jego oczy nie zapłonę na mój widok. Początkowo schlebiało mi zainteresowanie z jego strony, ale później zrozumiałam, że jestem tylko bezbronną zwierzyną na tym polowaniu. 

Szmer przy kratach zwrócił moją uwagę, poczułam zapach krwi, ludzkiej krwi. Klaus przyprowadził człowieka, żebym się pożywiła. 

- Zabij go. – warknął wtrącając mężczyznę do lochu. Rozwiązał mnie. 
- Nie… - wyszeptałam osłabiona. – Nie chcę zabijać. 
- Zabij go, albo będę zmuszony wbijać ci kołek, ale nie zabiję cię, będę go wbijał o milimetry od twojego serca…
- Nie, proszę – wyszeptałam. 
- Nie bądź taka delikatna. Masz. Go. Zabić. 
- Nie potrafię. 
- Chcę widzieć jak wgryzasz się w jego szyję. Jak wysysasz go do ostatniej kropli, a później wpadasz w rozpacz. – Pierwotny podszedł do mnie kładąc dłoń na policzku – taka niewinna… - wyszeptał śmiejąc się gardłowo. – Wyobraź sobie jego ciepłą krew, która przyjemnie łaskocze twój przełyk, wyobraź sobie jak szybko poczujesz ulgę, jak dobrze smakuje. Głód znika, a przełyk nie pali. Spróbuj go. Bo ja napiję się z ciebie… 

Poczułam mdłości na dźwięk jego głosu, nie chciałam zabić tego niewinnego człowieka, nie chciałam odbierać życia, tak jak odebrano życie mi. Przecież na niego mogła czekać żona, dzieci, gospodarstwo, którym się zajmował. 

Dłoń pierwotnego zacisnęła się na mym ramieniu, zmusił mnie, bym doczołgała się do mężczyzny, który patrzył na mnie, ale nie ruszał się, jego wzrok był mętny, a ciało odrętwiałe. Widziałam strach w jego oczach, widziałam jego panikę. Ale nie chciałam tortur, musiałam zabić, by on nie ziścił swoich pragnień torturowania mnie. 

- Zabij go. Teraz – wysyczał. 

Nachyliłam się nad mężczyzną, wdychałam jego zapach, czułam krew, która przepływała znacznie szybciej niż mogło mi się wydawać, słyszałam każde uderzenie jego serca. 
- Zamknij oczy – wyszeptałam, nie chcąc patrzeć w jego smutne i wystraszone oczy. – Przepraszam. 
Kły wysunęły się, do ust zaczęła nabiegać ślina, przysunęłam usta do jego tętnicy, zaciągnęłam się zapachem człowieka i ugryzłam go. Krew, która spływała do moich ust była aromatyczna, ale przede wszystkim cudownie smakowała. Czułam jak ciepła ciecz rozchodzi się po moim ciele, jak moje ciało zaczyna wykonywać moje polecenia, czułam, że chcę żyć. 

Krew płynęła wolniej, nie było już ciśnienia, czułam, że mężczyzna już nie oddycha, przyssałam się jeszcze bardziej do jego szyi, lecz nic już nie płynęło. Zabiłam go. Zabiłam… 

Wstałam, słaniając się na nogach, czułam się lepiej pod względem fizycznym, ale to jednak było za mało na pełne zregenerowanie, potrzebowałam więcej krwi.
Klaus przyglądał mi się czerpiąc satysfakcję, jego duma rosła, jego radość była ogromna, wiedział, jak bardzo zaboli mnie fakt, że kogoś zabiłam. Moje myśli… Moje oczy wbite w martwego mężczyznę. Na powrót uklękłam obok niego. 
- Nie… nieeee – szeptałam jak mantrę. Przegryzłam nadgarstek i przecisnęłam do jego ust, lecz krew spływała po jego szczęce. Czułam palce tego zwyrodnialca na swoim ramieniu. 
- Już za późno, kochanie.
- Nie mów tak do mnie – warknęłam, wstając w wampirzym tempie. Zamachnęłam się prawą ręką, lecz refleks pierwotnego mnie przezwyciężył. Złapał mnie w przedramieniu i złamał kość, usłyszałam odgłos kruszonej kości, upadłam na ziemię, ból był okropny, a ja czułam, że to dopiero początek mojej męki. 

Wampir podniósł mnie jednym ruchem i wymierzył siarczysty policzek, jeden, drugi… skończyło się na sześciu. 

- Zostaw mnie, potworze. – wyszeptałam łkając. 
- To byłoby zbyt piękne, dla ciebie. Niewdzięcznica. Dałem ci pożywienie. A ty? – kolejna złamana kości – ty podnosisz na mnie rękę… 

Łkanie przeobraziło się w szloch. Skóra coraz bardziej piekła, kości pękały jedna za drugą. Wiedziałam, że prędzej lub później się zrosną, jednakże był to ból, którego nie potrafiłam znieść z godnością. Z mojej piersi wydobył się krzyk, kiedy wampir przeciął skórę na moich plecach, głęboko wbijając ostrze. Płakałam i krzyczałam z bólu, a on tylko gardłowo się śmiał. Miałam wrażenie, że moje ciało płonie, że języki złowieszczego ognia liżą każdą ranę… 

- Nie. Proszę. Dlaczego to tak boli… - łzy dławiły każde moje słowo. 
- Bo wsmarowałem werbenę w dłonie i ostrze. – Jego złowieszczy śmiech wypełnił loch. 

Pierwotny znów podciągnął mnie do góry, zmuszając, bym jakimś cudem utrzymała się na nogach. Wbił się w moją szyję, spijając każdą kroplę krwi. Nie dość, że byłam poobijana, poraniona, połamana, to jeszcze postanowił mnie wyssać. 

- Kol! – zawołał surowym tonem. 

Przeżegnałam się w duchu bojąc się spotkania z kolejnym pierwotnym. Kol prowadził człowieka, którego również miałam zabić. Łzy znów napłynęły mi do oczu. Ja naprawdę nie chciałam zabijać tych niewinnych ludzi. 

- Zabij – wysyczał pierwotny. Widząc moją minę dodał z szyderczym uśmiechem – albo złamię ci kolejną kość. I kolejną. I tak każdą. I będę robił to codziennie. Aż mi się nie znudzi. 

Podeszłam do zalanej łzami kobiety. 
- Jak masz na imię? – zapytałam głaszcząc jej piękne włosy. 
- Nyja – jej szloch był nie do zniesienia.
- Nie baw się w takie rzeczy. Masz. Ją. Zabić. 
- Nie zahipnotyzowałeś jej!
- Nie, dzięki temu mam większy ubaw. Przedstawienie… z piekła rodem. 
- Przepraszam, muszę to zrobić. – odgarnęłam jej włosy i wsłuchałam się w jej tętno. Jej serce biło jak oszalałe, krew wrzała w żyłach, a oczy wystraszone wpatrywały się w kły, które właśnie się wysuwały. Chciałam uśmierzyć jej ból, chciałam poddać ją hipnozie. Ale nie potrafiłam tego.

Wgryzłam się w jej żyłę, podtrzymując jej ciało jedną ręką, czułam jak kości pod wpływem jej krwi się zrastają, jak głęboka rana na plecach zabliźnia się. Udało mi się nie uronić ani kropli życiodajnej, czerwonej cieczy. Czułam ogromne wyrzuty sumienia, miałam ochotę krzyczeć i najlepiej zabić pierwotnego. Ale nie mogłam. 

Oderwałam się od bezwładnego ciała kobiety, na szyi widniały dwie ranki, a oczy stały się mętne, jakby dusza z nich odeszła. Bo odeszła. Pozbawiłam ją nie tylko krwi, ale i duszy. Życia. 

Zacisnęłam pięści i szczękę w grymasie. Nie chciałam się odezwać, sądziłam, że jeśli wszystko przemilczę Klaus da mi spokój, nie każe zabić mi nikogo więcej.

Jak bardzo się myliłam. Nie wiem jak długo trwały jego tortury i nakazy. Nawet, gdy robiłam to, czego ode mnie wymagał, Kol przyprowadzał następnego człowieka, którego miałam zabić. 

Pierwotny stworzył sobie zabawkę, którą może odnawiać, na zmianę torturował mnie, wysysał prawie całą krew i dawał następną ofiarę. 

Mój płacz i krzyk nie przeszkadzały mu, zdawałoby się nawet, że go bawiły, dawały świetną rozrywkę. 

- Jesteś potworem – powiedziałam patrząc mu prosto w oczy, choć wiedziałam, że spotka mnie za to kara. 
- Ja? Daj spokój, kochanie. Spójrz – wskazał ręką stertę wyssanych z krwi ciał – to ty ich zabiłaś. Dwadzieścia siedem osób. To ty jesteś potworem, to ty zabijałaś. I czułaś przyjemność. – jego brudne palce muskały moje policzki mokre od łez. – to ty wyssałaś ich krew, odebrałaś duszę. I śmiesz mnie nazywać potworem?! – wykrzyknął odpychając mnie od siebie z taką siłą, że zatrzymałam się na kamiennej ścianie. 

Podszedł do mnie wyjmując białą fiolkę z kieszeni, wyciągnął z niej korek i chlusnął mi cieczą prosto w twarz. Moja skóra zaczęła wrzeć, krzyk wydarł się z piersi, ledwo oddychałam, znów miałam wrażenie, że płonę. Po jakimś czasie pieczenie ustępowało, choć i tak było silne, wzrok wracał do normy, pierwotny karmił mnie swoją krwią. 

- Przecież nie chcemy, żeby nasza zdrajczyni zginęła – szeptał ciągnąc mnie za włosy.- nie chcemy żebyś tak łatwo skończyła. Gwarantuję ci, że będziesz cierpiała przez następne setki lat. Moje zabawki nigdy mi się nie nudzą. A przecież mamy całą wieczność, prawda, panienko Petrova? 

Skinęłam głową mając nadzieję, że w końcu sobie pójdzie, choć na chwilę, że będę mogła odpocząć od tych jego tortur. Ale nadzieja jest matką głupich. 

Klaus ani myślał mnie zostawić. Szarpał mnie za włosy, polewał werbeną, pił moją krew. I kazał zabić mi jeszcze trzy osoby. 
Wesoło zaklaskał w dłonie, kiedy policzył ciała. 
- Trzydzieści! Piękny wynik! Jestem z ciebie taki dumny, wywłoko. 
- Nie dość, że się mną bawisz, wykorzystujesz to jeszcze mnie wyzywasz? Łajdak. 
- Bardzo złe posunięcie, Petrova. 

Pierwotny podszedł do mnie podnosząc moje zbolałe ciało z posadzki siłą. Szturchnął mną tak, bym spojrzała w jego pozbawione jakichkolwiek uczuć oczy.”Diabeł” pomyślałam widząc tą pustkę, ale nie odezwałam się do niego, obezwładniał mnie strach. 

Stałam naprzeciw niego, czekając na kolejny ruch. Jego obskurne dłonie zacisnęły się na moich policzkach, a odór jego ohydnego oddechu przysparzał o mdłości. Uśmiechnął się wrednie i skręcił mi kark. Poczułam okropny ból, a później była już tylko ciemność. 


~ ~ ~ ~ ~ 


Świadomość zaczęła mi wracać, zaczęłam odczuwać bodźce zewnętrzne, znów poczułam chłód lochu, nie ranił mnie, ale był odczuwalny, nawet dla wampira. Zaciągnęłam się powietrzem, niemalże zachłystując się nim, poczułam znajomy mi zapach, lecz nie otworzyłam oczu, by potwierdzić swoje przypuszczenia.
- Elijah. – wychrypiałam czując jak bardzo jestem spragniona krwi. 

Poczułam jego zimną skórę przy moich ustach. Kolejny pierwotny, który postanowił nakarmić mnie swoją krwią. Czułam irytację. Złość. Wszystkie emocje, szczególnie negatywne nabrały mocy i wyrazu. Ale mimo wszystko wgryzłam się w jego żyłę i napiłam się. 

Otworzyłam w końcu oczy. Nie obawiałam się tego wampira, wiedziałam, że z jego strony nic mi nie grozi, już nie raz mi pomógł, miałam nawet nadzieję, że wybawi mnie z opresji. 

- Strasznie mi przykro, panienko. – powiedział szeptem. 
- Nie powinno cię tu być. 
- Klausa nie ma. 
- A jeśli wróci? – strach brał górę. 
- To udam, że przyszedłem cię torturować. Jak on… - zadrżałam pod wpływem jego słów. – Ale nie skrzywdzę cię. Nie jestem taki jak on. Przykro mi, że zmusił cię do tego wszystkiego. Kol powiedział mi co Niklaus kazał ci robić. Byłaś taką niewinną dziewczyną, kiedy cię poznałem. A on tak bardzo cię skrzywdził. Nie miał do tego prawa. 

Oczy mi się zaszkliły, Elijah to wampir, pierwotny, ale przynajmniej ma serce, nie organizuje krwawych przedstawień, zatroszczył się o mnie. 

- Chcę żyć… - wyszeptałam płacząc. 
- Nie płacz, Katerino. Wszystko będzie dobrze. 

Jego dłoń dotknęła policzka w miejscu, gdzie spływała słona łza, otarł ją i usiadł naprzeciwko mnie. 
- Jestem taka zagubiona. Są momenty, że chcę wbić sobie kołek w serce. A są momenty, że chcę żyć. – szlochałam nie mogąc się opanować. Każda emocja wydawała się silniejsza. Nie chciałam tak histeryzować. 
- Ciiii… - uspokajał mnie, pocierając kciukiem wierzch mojej dłoni. – Nie mogę cię stąd zabrać, ale nie wolno ci tak myśleć. Nie możesz się zakołkować. Wybrałaś wampiryzm, wiedziałaś, że będziesz wampirem i, że Klaus będzie cię dręczył. Nie możesz byś taka sfrustrowana!
- Ale będę, bo to miało być całkiem inaczej. Miałam uciec, a tymczasem siedzę w lochu, a twój brat doprowadza mnie do stanu bliskiego śmierci, zmusza do zabijania i na nowo daje mi życie, każąc pić swoją krew! – wykrzyknęłam zdenerwowana. 
- Doskonale wiedziałaś, że będziesz musiała pić krew.
- Tak, ale nie trzydzieści osób w ciągu kilku godzin! Nie chciałam ich zabić! – odsunęłam się od mężczyzny mierząc go wzrokiem. 

Skuliłam się pod ścianą, tak, by nie widzieć martwych ciał, oplotłam kolana ramionami, czoło oparłam o kolana i cicho łkałam. 

- Odejdź… zostaw mnie. Nie chcę cię. Nie chcę nikogo. Chcę umrzeć. Nie chce być potworem takim jak Klaus – wyszeptałam dławiąc się własną śliną i łzami. 
- Nie musisz taka być. 
- Już jestem. Zabiłam niewinnych ludzi. Mogłam wybrać jego tortury. Mogłam wyrwać mu kołek i wbić sobie w serce. Ale ja zabiłam. 

Trzęsłam się na myśl, że te ciała leżą obok mnie, ich puste oczy patrzą na mnie, twarze wykrzywione w grymasie bólu, sterta ciał w jednej celi ze mną. Ich pozy, zastygłe w bezruchy przypominały mi jak wiele bólu im zadałam, by sama przeżyć. Zacisnęłam dłonie na włosach, wpadłam w histerię, płakałam krzycząc. Biłam wampira w pierś, kiedy próbował mnie objąć. Kazałam mu odejść, lecz on był tak uparty… 

Byłam mu wdzięczna w pewien sposób, próbował dać mi nadzieję, sprawić, że znów zacznę myśleć w inny sposób, ale patrząc na swoje dłonie widziałam na nich krew tych ludzi, widziałam ich rozpacz. 

Byłam również wściekła, na siebie. Bo w gruncie rzeczy zabijanie sprawiło mi przyjemność, nie chciałam się do tego przyznać, szczególnie przed sobą, ale uczucie pełności, uczucie szybciej płynącej krwi w moich żyłach dawało mi przyjemność, nieporównywalną z czymkolwiek innym. Smak krwi był cudowny, zapach również, a uczucie krwi spływającej z gardła… tego nie można opisać słowami. 

Kiedy uświadomiłam sobie, że z ust, prawie cieknie mi ślina, a kły wysuwają się doszłam do wniosku, że jestem jeszcze gorsza od Klausa. Ale dlaczego ja się do niego porównywałam? Przecież on zabił setki, może nawet tysiące niewinnych, te trzydzieści osób… to dla niego garstka, nic. Ludzkie życie nic dla niego nie znaczyło, a dla mnie owszem. Bo niedawno sama je utraciłam. 

- O czym myślisz? – głos pierwotnego był spokojny, kojący. 
- O tym… że zabijanie sprawiło mi przyjemność. 
- Bo to część naszej natury, przyzwyczaisz się, panienko. 
- Ale to okrutne! Odbieramy życie!
- Też na początku brzydziłem się zabijaniem, czułem do siebie nienawiść, do matki, która nas zmieniła w wampiry, ale z czasem to ustępuje, uwierz mi, po kilkunastu odebranych życiach przestajesz je liczyć, przestajesz zastanawiać się, czy odebrałeś komuś ukochaną osobę. To już cię nie obchodzi. 
- Nieprawda… - zaczęłam gniewnie. 
- Prawda. Chodzę po ziemi od setek lat, wiem o wampiryzmie więcej niż ci się wydaje. To moja rodzina jest pierwotna, to my jesteśmy najpotężniejsi, to my zapoczątkowaliśmy ród nieśmiertelnych. 
- Po co mówisz mi to wszystko?
- Ponieważ nie chcę byś się zakołkowała. Nie chcę cię stracić, Katerino. – Jego palce splotły się z moimi, brudnymi palcami. Całe moje ciało było brudne, suknia, ostatnia rzecz jaka pozostała mi z okresu człowieczeństwa była umazana błotem, moją krwią, rozerwana w wielu miejscach, wyglądała jak szmata. 
- Jak długo nie żyłam po skręceniu karku? 
- Nie budziłaś się przez ponad dwie doby. – odpowiedział zmartwiony. 
- Dlaczego tak długo? 
- Nie mam pojęcia, może dlatego, ze byłaś wykończona, poza tym Klaus wyssał dużo Twojej krwi, jak już skręcił ci kark. Nie oceniaj go, a już na pewno nie w jego towarzystwie. Zepsułaś jego piękny plan, na którego realizację czekał od lat. 
- Jak możesz stać po jego stronie? – zapytałam gwałtownie wstając. 
- To mój brat. Rodzina. Zawsze i na zawsze. 

Ruszyłam biegiem przed siebie, lecz w miejscu, gdzie krata była odsunięta odbiłam się od niewidzialnej przeszkody. 
- Co jest….
- Czarownica zabezpieczyła loch, nie możesz wyjść. Nie myślałaś chyba, że Klaus tak po prostu zamknął cię w lochu?

Zrezygnowana osunęłam się po zabłoconej, kamiennej ścianie, wbiłam paznokcie w uda, do tego stopnia, że czułam jak krew płynie małymi stróżkami w dół moich nóg. Pierwotny czując zapach mojej krwi podszedł do mnie i gwałtownie zerwał wiszące strzępy mojej sukni. Z lubością przyglądał się czerwonej, ciepłej cieszy, która tworzyła krwawy wzór na moich nogach. Widziałam jak jego nozdrza się powiększają, jak klatka piersiowa unosi się coraz szybciej, z jaką radością wdycha zapach mojej krwi. 

- Mogę? – zapytał wyciągając dłoń w stronę mojego uda. Skinęłam lekko głową, byłam ciekawa co zrobi i jak postąpi. Wampir zebrał stróżkę krwi palcem wskazującym i przysunął mi do ust. 
- Spróbuj – wyszeptał. Nieśmiało dotknęłam wargami jego palca, umazanego moją własną krwią. Poczułam inny smak, inny od każdego, który już znałam. Zauważyłam, że krew każdego człowieka smakuje inaczej, inaczej pachnie, jest słodsza, czy też bardziej gorzka, ale moja była… wyjątkowa. Przy smaku mojej krwi wszystkie inne smaki bladły, traciły na wartości. Ssałam jego palec rozkoszując się smakiem i zapachem. 
- Dlaczego moja krew jest taka dobra? 
- Ponieważ już jako człowiek byłaś istotą nadprzyrodzoną. 

Spojrzałam zdziwiona na mężczyznę, lecz on skupiał wzrok na mojej krwi, jego twarz zbliżała się do moich nóg. 

Elijah dotknął najdłuższej strugi krwi swoim językiem, było to elektryzujące. Jego delikatne usta pozwoliły mi się choć na chwilę odprężyć, zlizywał dokładnie każdą kroplę cieczy, przysysając się w miejscu ran, które już się powoli zabliźniały. 

- Katerino, mogę się na tobie pożywić? – znów skinęłam potakując, robił to delikatnie, sprawiając mi przyjemność, jakiej nigdy wcześniej nie znałam. Jego kły wbiły się w tętnicę na udzie, ssał skórę wkoło rany, ale spijał krew z zamkniętymi oczyma, gładził moją nogę poprawiając krążenie. Czułam się tak wspaniale. Kiedy przestał ucisnął miejsce nad tętnicę, by krew szybciej przestała płynąć. 

- Jesteś taka pyszna – wyszeptał siadając obok mnie. – Dziękuję, panienko. Nigdy wcześniej nie piłem tak pysznej krwi, która przysparza o zawrót głowy. Wiem, że moja krew nie jest tak cudowna, ale… może zechciałabyś skosztować?

Wbiłam w niego wzrok nie wiedząc co odpowiedzieć, ani on, ani ja nie zamierzaliśmy odwrócić wzroku. 

- Chodź – wyszeptał. – Jesteś osłabiona, a ja jeszcze napiłem się tak obficie. Napij się. Usiądź i napij się z szyi. 

Pierwotny usadowił mnie powyżej swoich kolan, tak, że mogłam oprzeć się o niego i napić się tyle krwi, ile było mi potrzeba. Oblizałam usta na myśl, że za chwilę poczuję znów wspaniałe ukojenie. 

Nachyliłam się nad odsłoniętą szyją wampira, kły aż zapiekły, przejechałam dłonią po miejscu, w które zamierzałam się wgryźć. Wampir zacisnął dłonie na mojej talii, lecz mi to nie przeszkadzało, przysunęłam usta do jego szyi i wgryzłam się jednym ruchem. 

Jego krew była dobra, fakt, nie tak jak moja, ale lepsza od krwi Klausa. Krew, którą miał Elijah była czysta i miałam tą świadomość, że nie jest on tym złym. Elijah zaciskał kurczowo palce na moim ciele, jego oddech był bardo szybki. Spijałam jego krew sporymi łykami, zaciskając dłonie na jego ramionach. Zapach jego krwi podobał się najbardziej, ze wszystkich przeze mnie wypitych, nie potrafiłam go opisać, ale wiedziałam, że jego krew musi być najlepsza ze wszystkich, które płynęły w jego rodzinie. 

Może nie był ideałem, ale był w pewien sposób szlachetny. Rebekah zawsze mnie prześladowała, Klaus pragnął mnie zabić od samego początku, a Kol i Finn mieli niezłą zabawę widząc jak jestem prześladowana. Jedynie Elijah okazał mi choć trochę serca. Jako jedyny nie chciał mojej śmierci, z innych powodów niż Niklaus, który nie chciał mojej śmierci tylko po to, by mieć zabawkę w lochu. 

- Wystarczy… Katerina! – pierwotny warknął z bólu. 

Nie poczułam nawet kiery jego palce przebiły moją skórę, jego ciało jak w ekstazie przylgnęło do mnie. Zrozumiałam, że wypiłam za dużo jego krwi. Odskoczyłam jak oparzona. 

- Przepraszam. Przeprasza. Przepraszam. – szeptałam przerażona. – Elijah! 
- Nie przepraszaj. Po prostu nie znasz jeszcze kontroli. Było mi bardzo przyjemnie panienko.

Spoglądałam niepewnie na wstającego wampira. Nie spuszczał ze mnie wzroku, podszedł do mnie i przytulił mnie, nie spodziewałam się takiego gestu, nie spodziewałam się czegokolwiek, byłam pewna, że wstanie i wyjdzie. 

- Nie martw się. Nie zrobiłaś mi krzywdy. To było naprawdę przyjemne. 
- Dlaczego? Przecież piłam twoją krew. 
- A jak ty czułaś się kiedy ja piłem twoją krew?
- Wspaniale. Nie da się tego opisać – odparłam. 
- Bo wymiana krwi dla wampirów jest bardzo ważnym aktem. Muszę już iść. – Wampir już był przy kracie, kiedy do niego podbiegałam. 
- Powiedziałeś, że już jako człowiek byłam istotą nadprzyrodzoną. Kim byłam?
- Sobowtórem, Katerino. 

Pierwotny zniknął w podziemnych korytarzach, dopiero teraz zauważyłam, że przy kracie zostawił mi lampę naftową i jakąś książkę. Byłam wypełniona lepszym samopoczuciem, starta ciał nadal przypominała mi o tym, że teraz byłam potworem, takim jak Klaus. Ale zachowanie Elijah dało mi do myślenia, może ja też kiedyś mogłabym być szczęśliwą wampirzycą? 

Jedno było pewne, musiałam dowiedzieć się wielu rzeczy o wampiryzmie. Musiałam wiedzieć czyim sobowtórem byłam, musiałam wiedzieć dlaczego werbena pali moje ciało, dlaczego słońce działa na mnie podobnie, dlaczego wymiana krwi wampirów jest tak dla nich ważna. Chciałam wiedzieć też dlaczego Rebekah dała mi swoją krew, przecież nigdy jej na mnie nie zależało. 

Niechętnie przeszukałam ubrania zmarłych, w kieszeni jednego z mężczyzn znalazłam krzesiwo, podpaliłam lampę naftową i przyglądałam się swojemu ciału, które się zmieniło, albo to mój wzrok więcej dostrzegał, nawet blizna, której nigdy nie mogłam się dopatrzeć była teraz doskonale widoczna. Uśmiechnęłam się przypominając sobie skąd ją mam. Miałam wtedy może dziesięć lat? Może jedenaście, kiedy idąc nad rzekę spotkałam jelenia, który na mój widok zerwał się do biegu, uciekałam przed nim aż do domu. I wtedy na progu przewróciłam się i rozcięłam nogę o szkło, które rozbiło się pod ciężarem mojego ciała. Wtedy walczyłam, o życie, jeleń nie wyglądał na zdrowego, a ja byłam jego posiłkiem, teraz było podobnie, Klaus był zwierzyną, a ja ofiarą. I tym razem nie zamierzałam się poddać. Musiałam znieść to wszystko lub uciec.


***

Podsrasowałam troszkę szablon, mam nadzieję, że lepiej się prezentuje. Mam też nadzieję, że znajdę w Was stałych czytelników ;) Pragę Was zaprosić także do mojego drugiego opowiadania - Bezsenność (Delena), gdzie nie ma wątku paranormalnego. 

 

3 komentarze:

  1. Ciekawie, że będziemy świadkami jak Kath zmieniła się w bezwzględną wampirzyce. Jakie czynniki to spowodowały, że zatraciła swoje pierwotne odruchy. Tym bardziej że (na razie) może liczyć na pomoc Elijaha - kocham tego faceta, jest tak dobrze wychowany! zaciekawiło mnie to że Becca dała krew Kath - dlaczego?
    Szablon jest piękny, a ta animacja po prostu cudo!

    OdpowiedzUsuń
  2. Podoba mi się klimat tego opowiadania i pomysł.
    Świetnie opisujesz uczucia Katheriny.
    Czekam na następny i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Huhuhu bardzo mi sie tu podoba.

    OdpowiedzUsuń